czwartek, 27 grudnia 2012

dawno konkretnego posta nie było.

więc tu będzie.


albo i niezupełnie


święta. nie piszę nic na ten temat poza tym jakże mainstreamowym stwierdzeniem, że jestem przejedzona. coś w tym stylu:

dobrze. widać, że z kwejka kradnę.

ale dobra. ŚWIĘTA, ŚWIĘTA I PO ŚWIĘTACH. ale jedzenie zostało :)

jako że dawno nic nie pisałam takiego "przemyśleniowego"  to postanowiłam wczoraj niespodziewanie i spontanicznie spojrzeć w mroczne niebo.
co to niebo?
taki aksamit, który w zależności od intensywności i odległości promieni słonecznych zmienia kolor. czasem zobaczysz na nim gwiazdy albo samoloty. czasem z dużego dystansu widzisz poświatę satelity. okej. tak bliżej ziemi może? więc najczęściej zapewne widzisz chmury.

CHMURY.

czym są? z chemicznego i biologicznego punktu widzenia (takie tam bzdury naukowe) to obserwowane w atmosferze skupiska kondensatów substancji występującej w postaci pary. W atmosferze ziemskiej jest to para wodna. tak. cytuję wszechwiedzącą wikipedię.

ale kurczę na co dzień nie myślisz o kondensacji pary wodnej, tylko po prostu spoglądasz w niebo. pewnie i tak rzadko to robisz. ja lubię to nocą. tak w ciemności. wtedy aksamit staje się głęboko czarny. jednak w pobliżu pięknej bladożółtej lub kościstobiałej (jakieś moje nawiązanie do kości słoniowej) a może nawet srebrzystej poświaty księżyca nie jest ciemno. on świeci swoim własnym światłem. odbija się od tego atłasowego skrawka i rozświetla półmrok. gwiazdy też coś dają. ale nie aż tyle.
to musi być coś. dawać światło innym. wyobraź sobie zupełne ciemności. nie takie jak są w nocy. wtedy możesz coś dostrzec, może nie dokładnie, ale masz taką możliwość.
i wtedy zaczynasz błyszczeć. świecisz. dla siebie. i innych. a jeszcze następna grupa może cię dostrzec tylko dzięki temu światłu.
taka pełnia.
tyle światła.
wręcz nieporównywalne ze słońcem. każda gwiazda świeci innym światłem. jedna czerwonym, druga białym, żółtym...
ale.
właśnie. ale. nikt nie chciałby wiecznej jasności. nie wiem. może to jakoś źle zabrzmiało. ale spróbuj mnie zrozumieć.
chodzi mi o to, że nie mógłbyś przeżyć wyłącznie ze światłem.
nadal nie rozumiesz? no dobra.
JAKI BYŁBY ŚWIAT BEZ CIENIA.
najprościej porównać na przykład do sytuacji gdy chcesz się ukryć. w cieniu najprościej. ochłodzić? w cieniu najprościej. a może po prostu potrzebujesz pobyć chwilę sam i nie chcesz żeby coś ujrzało "światło dzienne"? no właśnie. ŚWIATŁO. czy ono jest takie dobre.
chyba zależy, wiesz?
od sytuacji.
"ja to bym każdy przypadek osobno rozpatrywała"

ale pomyśl. takie tezy o chmurach, że to para wodna, która niby jest superlekka albo coś w tym stylu. dla mnie bzdury.
chmury są poetyckie-jak dla mnie. ty możesz mieć inne zdanie.
a udowodnię ci to chociażby przez to, że gdy spojrzysz w nocy na księżyc to zobaczysz jego światło w mroku. ale co tu mają do tego chmury. dobra. ten blask przez nie prześwituje. przedziera się jakby przez wąski zatłoczony korytarz. widzisz może brzeg tej chmury. nie wydaje ci się ciężka. masywna. nieskutecznie próbująca ukryć księżyc. no i się nic nie dzieje. jedynie przesuwa się ciężko. CIĘŻKO. wolno. WOLNO. płynie.

taka duża masa ma  być lekka. ile tam litrów wody. pomyśl jakie to ciężkie. a jednak się unosi.

tak mi do głowy wpadła i wypadła przez palce na klawiaturę taka dziwna przenośnia (+porównanie) :

możesz być jak chmura-mimo, że nosisz ze sobą wiele ciężarów masz możliwość unieść się wysoko.

takie to POETYCKIE.





nie wiem kim chce być w życiu. jakieś propozycje?




idę patrzeć przez okno.

PEŁNIA. jakieś to intensywnie inspirujące.

dziękuję za uwagę.

1 komentarz:

  1. bądź poetką, która uczy na wydziale matematyki i chemii na UJ xdd

    OdpowiedzUsuń