piątek, 28 grudnia 2012

moje mainstreamowe must haves.

taaa.
coraz mniej hipsterstwa :D
no dobra. z mamą rozmawiałam o tym co bym chciała mieć  i wgl. i stwierdziła, że tyle tego, że aż pójdziemy dzisiaj na zakupy! tak! strasznie mi się tego chce :)
okej. ziemia.
może komuś też się czegoś zechce?
napiszę to bo chcę mieć to gdzieś uporządkowane a na blogu tak mogę..
więc:
  • collar tips
  • naszyjnik-kołnierzyk
  • jasna jeansowa kurteczka 
  • koszula jeansowa
  • brokatowe szorty
  • biała koszula z jakimś motywem
  • lipsmackers !!!
  • złoty (brokatowy) lakier
  • torba
  • płaszczyk 
  • spódniczka w kwiatuszki 
  • bluza (taka universtyecka)
  • koszulka galxy
  • jakaś sukienka
  • koszulka Nirvany
jakieś szybkie dodatkowe propozycje może? :D

czwartek, 27 grudnia 2012

czy przez przypadek po raz pierwszy wyszłam z mroku?

jednakowe.


dawno konkretnego posta nie było.

więc tu będzie.


albo i niezupełnie


święta. nie piszę nic na ten temat poza tym jakże mainstreamowym stwierdzeniem, że jestem przejedzona. coś w tym stylu:

dobrze. widać, że z kwejka kradnę.

ale dobra. ŚWIĘTA, ŚWIĘTA I PO ŚWIĘTACH. ale jedzenie zostało :)

jako że dawno nic nie pisałam takiego "przemyśleniowego"  to postanowiłam wczoraj niespodziewanie i spontanicznie spojrzeć w mroczne niebo.
co to niebo?
taki aksamit, który w zależności od intensywności i odległości promieni słonecznych zmienia kolor. czasem zobaczysz na nim gwiazdy albo samoloty. czasem z dużego dystansu widzisz poświatę satelity. okej. tak bliżej ziemi może? więc najczęściej zapewne widzisz chmury.

CHMURY.

czym są? z chemicznego i biologicznego punktu widzenia (takie tam bzdury naukowe) to obserwowane w atmosferze skupiska kondensatów substancji występującej w postaci pary. W atmosferze ziemskiej jest to para wodna. tak. cytuję wszechwiedzącą wikipedię.

ale kurczę na co dzień nie myślisz o kondensacji pary wodnej, tylko po prostu spoglądasz w niebo. pewnie i tak rzadko to robisz. ja lubię to nocą. tak w ciemności. wtedy aksamit staje się głęboko czarny. jednak w pobliżu pięknej bladożółtej lub kościstobiałej (jakieś moje nawiązanie do kości słoniowej) a może nawet srebrzystej poświaty księżyca nie jest ciemno. on świeci swoim własnym światłem. odbija się od tego atłasowego skrawka i rozświetla półmrok. gwiazdy też coś dają. ale nie aż tyle.
to musi być coś. dawać światło innym. wyobraź sobie zupełne ciemności. nie takie jak są w nocy. wtedy możesz coś dostrzec, może nie dokładnie, ale masz taką możliwość.
i wtedy zaczynasz błyszczeć. świecisz. dla siebie. i innych. a jeszcze następna grupa może cię dostrzec tylko dzięki temu światłu.
taka pełnia.
tyle światła.
wręcz nieporównywalne ze słońcem. każda gwiazda świeci innym światłem. jedna czerwonym, druga białym, żółtym...
ale.
właśnie. ale. nikt nie chciałby wiecznej jasności. nie wiem. może to jakoś źle zabrzmiało. ale spróbuj mnie zrozumieć.
chodzi mi o to, że nie mógłbyś przeżyć wyłącznie ze światłem.
nadal nie rozumiesz? no dobra.
JAKI BYŁBY ŚWIAT BEZ CIENIA.
najprościej porównać na przykład do sytuacji gdy chcesz się ukryć. w cieniu najprościej. ochłodzić? w cieniu najprościej. a może po prostu potrzebujesz pobyć chwilę sam i nie chcesz żeby coś ujrzało "światło dzienne"? no właśnie. ŚWIATŁO. czy ono jest takie dobre.
chyba zależy, wiesz?
od sytuacji.
"ja to bym każdy przypadek osobno rozpatrywała"

ale pomyśl. takie tezy o chmurach, że to para wodna, która niby jest superlekka albo coś w tym stylu. dla mnie bzdury.
chmury są poetyckie-jak dla mnie. ty możesz mieć inne zdanie.
a udowodnię ci to chociażby przez to, że gdy spojrzysz w nocy na księżyc to zobaczysz jego światło w mroku. ale co tu mają do tego chmury. dobra. ten blask przez nie prześwituje. przedziera się jakby przez wąski zatłoczony korytarz. widzisz może brzeg tej chmury. nie wydaje ci się ciężka. masywna. nieskutecznie próbująca ukryć księżyc. no i się nic nie dzieje. jedynie przesuwa się ciężko. CIĘŻKO. wolno. WOLNO. płynie.

taka duża masa ma  być lekka. ile tam litrów wody. pomyśl jakie to ciężkie. a jednak się unosi.

tak mi do głowy wpadła i wypadła przez palce na klawiaturę taka dziwna przenośnia (+porównanie) :

możesz być jak chmura-mimo, że nosisz ze sobą wiele ciężarów masz możliwość unieść się wysoko.

takie to POETYCKIE.





nie wiem kim chce być w życiu. jakieś propozycje?




idę patrzeć przez okno.

PEŁNIA. jakieś to intensywnie inspirujące.

dziękuję za uwagę.

wdzięczność.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

przemyślenia nieznanego matematyka.

moja książka od matematyki zbiera życiowe inspiracje, przemyślenia lub wypowiedzi innych nieznanych matematyków. ale oni są matematykami tlyko przez jedną godzinę lekcyjną.
i teraz jak siedzę w domku i "jestem spragniona relacji międzyludzkich" to ją otwieram i szukam inspiracji. no i znajduję:
"najgorsza jest obojętność. myślisz, że jest źle i wymyślasz problemy stwarzając ich coraz więcej, a w rzeczywistości wszystko BYŁO dobrze."
teraz słowo obojętność mogę zamienić na samotność albo niepewność.
sory, że tak kradnę ale cóż. bądź dumny, że Cię cytuję:
"Niepewność mnie ogarnia podsyca myśli złe"
cały dzień tego słucham. jakby zaczarowana. może to źle brzmi. ale okej.
rozwala mnie to.
tam dalej jest "samotność ogarnia mnie". no leżę cały dzień sama w łóżku. z jednej strony chcę iść do szkoły, a z drugiej to strasznie się boję. w ogóle to taka rozwalona jestem. jak tylko pomyślę o moich obowiązkach, które na co dzień sprawiają mi przyjemność (typu tańce, angielski, jakiś projekt) bo przynajmniej nie siedzę bezczynnie, to mnie to przytłacza. za dużo tego jest. nie umiem śpiewać na jasełka. nie mam uzupełnionych zeszytów. ominą mnie dwie klasówki. nadrobić lekcje z nieobecnościami. iść na tańce. gdzie dwa razy nie byłam. więc będzie mi super trudno. a tak fajnie leżeć i być leniem ze świadomością, że kiedy tylko chcę mogę odwrócić się na drugi bok i zasnąć. po raz pierwszy od baaaaardzo długiego czasu się wyspałam. ale aż za bardzo.
wszystko mam takie niepoukładane. jakaś tam moja "miłość". ale określenie. autorko bloga-serio? no dobra. ogar. wracając do bałaganu to dosłowny bałagan w pokoju, szkoła, jasełka, klasówki, lekcje, Warszawa.
no tak wycieczka do Warszawy.
a może tych problemów wcale nie ma. tylko ja sama siedzę cały dzień i myślę. za dużo myślę. wymyślam.
spojrzeć Ci prosto w oczy. żeby wszystko się wyjaśniło. żeby nic nie było trudne.
tak sobie myślę, może znowu za dużo.

niedziela, 16 grudnia 2012

dorosłość.

czy nawet dojrzałość.
każdy ma inną definicję.
nie zmieniajmy innych. nie próbujmy.
akceptujmy ich takich jakimi są.
albo po prostu znajdźmy kogoś kto nam "odpowiada".

czwartek, 13 grudnia 2012

naszło mnie :)


dzieci.

są słodkie. ale tylko gdzieś tak do wieku 5 lat. bo później już się zaczynają robić wredne albo coś. przestają być takie miłe i urocze.
dzieci.
lubię je. ale nie takie czternastoletnie.
hym hym hym.

tak mi się przypomniało:
hyc hyc hyc. Kocham Cię :*

jest taka osoba. ona płacze. płacze bo jest smutna.  smutna bo mam złe oceny. ale nie tylko dlatego. co jakiś czas wspomina jakby do samej siebie, że z problemami musi sobie radzić bez niczyjej pomocy. że może 17 minut porozmawiać z synem. a z córką trzy. córkę ma blisko. szkoda mi jej bardzo. rzadko się odezwie. nikt tak na prawdę nie wie kim jest ta osoba. ona tak cicho skrywa i czai się gdzieś w ukryciu.

mogłaby nas prowadzić. bo wie gdzie się schować. wie kiedy kłamię. wie kiedy nie mówię prawdy. wie kiedy mówię o kimś, kogo kocham. wymyśla mi sposób na życie.

ona ma dzieci. ale nie takie zwyczajne. trójkę. jeszcze nie wszystkie osiągnęły pełen wiek dorosłości uznawanej przez prawo jako 18 lat. w sumie podobnie. czasem opowiada najmłodszej córce o przeszłości. lubi wspominać. ale spędza z nią tylko trzy minuty dziennie. nie ma czasu. córka. mama czeka. dziecko nie wie.

córka boi się, że kiedyś zabraknie mamy.

myśli,że "organ prowadzący" "zwolni" ją z tej posady. ale nikt inny jej nie zajmie.
a jeżeli tak. to nikim nie będzie. bo to miejsce zostało po matce dzieci. która nie wróci.

a organ daje nadzieję. po co? mogę zapytać?
bez sensu. pytaniem pytam czy mogę zapytać.
okej.
mój mózg.
MUSZCZEG.


dobra. nic. z tych dzieci. jak tylko na 3 minuty.
jakby ich nie było.
może dlatego właśnie płacze. może dlatego wspomina, że nikt jej nie pomaga.

kto mówi "nikt mnie nie kocha."?

nie ona. ona wie. ale czasem prowokuje stwierdzając : czuję, że nikt do mnie nie mówi, jakby nikt mnie nie czuł. nie odzywasz się do mnie. traktujesz mnie w taki sposób, ze nie czuję, że mnie kochasz.

a później : tak właśnie mierzy się ludzką sprawiedliwość. bo ktoś tam jest oprócz was. "jakaś osoba"... i nic jej z tego nie wyjdzie. może sobie wmawiać, że jest wysoko. może to innym pokazywać. ale tak na prawdę upadnie niżej.

ona może wychowywać i wychować dzieci. nawet jeśli płacze.
pokaż dziecku uczucia.
niech się nauczy nazywać to, co czuje.
niech się umie wysławiać.
to idealny "materiał" na ideał człowieka.
dziecko. nie jedno. dzieci.
Normalna to rzecz, kiedy dniami i nocami nie chcesz już spać.

4,27

poniedziałek, 10 grudnia 2012

może troszkę długie.... ale III miejsce :)

hmmm. były jeszcze obrazki:( ale no cóż....
więc zapraszam: moje opowiadanie :)
 

Przyjaźń w sieci-prawda czy fałsz?
Rozpoczął się nowy rok szkolny. Myślałam sobie, że to kolejne 10 miesięcy nudnego siedzenia nad książkami, uziemieniem w domu z powodu nauki i od czasu do czasu niewiele jakiejś marnej rozrywki... w tym roku nie mogłam być gorsza. W końcu dotychczas uzyskiwałam najlepsze wyniki, otrzymywałam nagrody i zdobywałam wysokie miejsca w konkursach. Uważana byłam za idealną i niezwykle zdolną uczennicę.
„Weź się w garść!”-zmobilizowałam sama siebie. Od niechcenia otworzyłam zeszyt. Pierwsze popołudnie września, a ja już straciłam ochotę na wszystko.
Za kilka tygodni miałam wyczerpany limit nieprzygotowań z kilku przedmiotów. „Coś dziwnego się ze mną stało. Jak ja teraz dobiję bez jedynek do następnego półrocza?! To mnie przerasta! Za dużo materiału. Muszę coś z tym zrobić. Tylko problem w tym, że mi się zupełnie nie chce.” I po prostu ze znudzenia zasiadłam do komputera.
Przeglądałam jakieś strony internetowe. Przez przypadek znalazłam witrynę mojej znajomej, a z niej trafiłam na kolejne blogi. Jeden z nich nawet mi się spodobał. Byłam zafascynowana tym, jak jego autorka nadzwyczajnie interesująco opisuje najzwyklejsze rzeczy. Po jakimś czasie sama też założyłam stronę internetową. Pisałam tam coś w stylu pamiętnika. Nie miałam doświadczenia. „Nie wiedziałam co i jak. Byłam jak to mówią „nowa”. Jednak z biegiem czasu miałam coraz więcej czytelników. Liczba wyświetleń bloga wciąż wzrastała.
To motywowało mnie do ciągłego pisania i dodawania nowych notatek. Pod jedną z nich pojawił się dość dziwny komentarz.


Chciałbym się czegoś o Tobie dowiedzieć. Myślę, że w sumie mamy trochę podobne charaktery. Dałabyś mi link do Twojego fejsa? Napiszę do Ciebie.

Ledwie co przeczytałam te słowa a bez namysłu kliknęłam na profil ich autora. Hmmm. Ze zdjęcia wywnioskowałam, że mógłby się okazać fajnym kolegą. Ale nic na poważnie. Przecież to internet-miejsce bez zobowiązań i konsekwencji. Więc... czemu nie? Podałam adres, o który prosił. I tak się wszystko zaczęło...
Po około pięciu „rozmowach” na czacie wymieniliśmy się adresami e-mail. Dowiedziałam się, że to fajny chłopak. Miał na imię Marcel. Mieszkał w Tarnowie. Był w tym samym wieku co ja. Na dodatek słuchał podobnych do mnie piosenek. Lubił te same zespoły. Pogadaliśmy trochę o muzyce. Trochę o tym jak piszemy. Od czasu do czasu wtrącaliśmy coś o sobie. W końcu wyszło, że był bardzo sympatyczny. Aż szkoda mi było, że nie mogę się z nim spotkać na żywo. Ale nawet jeśli-to bym się trochę bała....

Było popołudnie. „Trzeba odrobić lekcje, żeby nie zarobić kolejnej jedynki.”. Zabrałam się do nauki-jak zawsze przy włączonej muzyce. Gdy zamykałam zeszyt od matmy akurat włączyła się moja ulubiona piosenka. Nagle przerwał ją niespodziewany dźwięk wiadomości. To Wika-moja przyjaciółka. Ostatnio wyjechała na parę dni w góry i dosyć długo się nie spotykałyśmy.


-Hej Lena. Jak tam? Wszystko okey?
-No hej. Dawno nie rozmawiałyśmy. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że napisałaś. Nie widziałyśmy się chyba z tydzień. Nienormalne trochę. O której jutro będziesz w szkole?
-Coś koło siódmej. Moja mama zawozi młodszego brata do przedszkola a później nie ma nikogo w domu, więc raniutko mam podwózkę.
-Hmmm. Możemy się spotkać pięć po na przystanku pod szkołą? Muszę ci coś opowiedzieć. ;)
-Czyli, że coś na poważnie? Bo teraz nie napiszesz? Lena weeeeź :D
-Nieeee :P jutro się dowiesz. To do zobaczenia.
-Więc 7.05 przystanek. ;) paaaa.

I tak umówiłam się z przyjaciółką (strasznie wcześnie, bo w końcu musiałam jej dużo przekazać-a na to trzeba czasu). W końcu aż tydzień się nie widziałyśmy.
Obgadałyśmy wszystko. Wspomniałam tez coś o Marcelu. Wika poprosiła mnie o adres mojego bloga. Zauważyła, że prowadziłam wtedy tak jakby podwójne życie. To co pisałam w internecie prawie zupełnie mijało się z prawdą. Zgadzały się tylko imię, wiek i częściowo zainteresowania. Stwierdziła, że mimo wszystko lepiej znać mnie na żywo. Poradziła mi też, że lepiej w internecie nie kręcić.
Gdy wróciłam do domu usiadłam i zaczęłam pisać kolejnego posta. Rzeczywiście-pisałam dość wulgarnym językiem. Myślałam, że to „przyciągnie” większą ilość młodych ludzi. Wydawało mi się takie „młodzieżowe”. Opisywałam rzeczy, które niby wydarzyły się w moim życiu a tak naprawdę były wymyślone. Jednak od czasu do czasu wspomniałam tam też o moich znajomych ujawniając ich sekrety. Nie byłam do końca pewna, że to dobry pomysł. Ale dzięki temu blog zyskał większą oglądalność.
Coraz częściej pisałam z Marcelem. Odnajdowaliśmy w sobie coraz więcej podobnych cech. Jednak ja-żeby nie zatracić obrazu buntowniczej Leny, którą udawałam pisząc bloga, nie opowiadałam o sobie prawdziwych rzeczy. Ta Lena była zupełnie inna. Odosobniona. Dziwna w oczach swoich koleżanek. Wyodrębniona. Opisywałam ją jako czarnowłosą chudą dziewczynę, która miała słuchać rocka i ubierać się na czarno. Cechowałam ją jako oryginalną na swój „nienormalny” sposób dziewczynę, nie zważającą na opinię innych i na to co się wokół niej dzieje.
Pod jedną notką ktoś dodał kilka tych samych komentarzy.
„JESTEŚ DLA MNIE AUTORYTETEM”.
Podpisano jako Anonim. Byłam ciekawa kto był autorem tych słów. Poczułam się dumna. Wykreowałam postać, która była wzorem dla innych.
W szkole osoby, które miały link do mojej strony gratulowały mi wyobraźni. Czasem zastanawiałam się czy ze mnie kpią ,czy mówią na poważnie. Stwierdziłam, że mogę się trochę upodobnić do buntowniczki i nie zważać na opinię innych.
Na moim profilu na Facebooku pojawiło się kilku nowych znajomych. W wolnym czasie pisałam z nimi jako nieprawdziwa Lena. Jedną z tych osób był Marcel.
Zrobiłam duży, poważny krok. Opisałam zmyśloną imprezę, na której rzekomo się upiłam. Wika mnie upomniała. Usunęłam posta. Dobrze, że mi to powiedziała. Wtedy chyba posunęłam się za daleko. Marcel dopytywał się o to, gdzie pojawił się wpis. Porozmawiałam z nim. Sam opowiedział mi jak ta notatka „zmotywowała” go do pójścia na niejaki (nazwany przez niego) melanż. I to mi w nim nie pasowało. Po raz pierwszy stwierdziłam, że nie jest taki idealny.

Dotarła do mnie wstrząsająca wiadomość. Wika jadąc na zawody gry w tenisa miała wypadek. Nie wiadomo jeszcze dokładnie o stanie jej zdrowia. Pewne jest tylko to, że musi szybko dotrzeć do szpitala w Piekarach Śląskich. Coś stało się z jej żebrami i lewym biodrem.
Za kilka dni dowiedziałam się, że jest z nią średnio, ale nie ma większego zagrożenia życia. I tak wydało mi się to drastyczne. A zarazem banalne. Pomyślałam, że mogłabym o tym napisać na blogu. Nie. Nie mogłam tego zrobić Wice. Źle by się z tym poczuła. Ja też.
Musiałam się gdzieś wywnętrznić. Napisałam o tym do Marcela. Wtedy poczułam jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi. W tym samym czasie pisałam z moją biedną tenisistką, która już czuła się lepiej. Żałowałam, że nie mogę z nią być. Nie zdawałam sobie sprawy, że już się nie będziemy widywać. Okazało się, że czeka ją długa rehabilitacja i najlepiej będzie jeżeli pozostanie w tym samy szpitalu, co przeprowadzona była operacja. Załamka.
Marcel jakoś pomagał mi psychicznie. Spędzałam coraz więcej czasu w internecie. Moja idealna przyjaźń z Wiką przerodziła się w przyjaźń przez internet. Ale podparta fundamentem rzeczywistości nadal trwa. Jednak znalazła się inna osoba, która po części zastąpiła mi przyjaciółkę będącą tuż obok mnie. Okazała się nią dziewczyna z równoległej klasy. I tak rozmowy na czacie przerodziły się nie w przyjaźń w sieci ale z sieci.
Kilka osób ze szkoły miało do mnie pretensje, że zamieściłam informacje o ich sytuacjach życiowych na moim blogu. No niby nic mi z tego. Ale jednak poczułam uciążliwość mojej strony. Powoli stawała się głównym źródłem moich problemów.
Odnalazłam się cudem w zaistniałej sytuacji, mimo że było mi naprawdę ciężko. I znów. Kochana przyjaciółka daleko ode mnie. Koleżanka na próbę. I Marcel, który teraz wydawał mi się najbardziej odpowiedni. Nie pod względem ogółu. Lecz on jakoś dziwnie mnie do siebie ciągnął. Czułam jakąś tajemnicę z nim związaną.
No i masz. Po tej ostatniej z nim rozmowie miałam totalny bałagan w głowie. Dowiedziałam się, że to dla niego ja jestem AUTORYTETEM. Napisał, że bardzo wierzy w naszą przyjaźń. Chwileczkę.... jaką przyjaźń?! Ja sobie żartowałam! Nie... Marcel-to tylko głupie kłamstwa. Nie bierz tego na poważnie.
A Wika mnie ostrzegała. Chłopak mówił co zrobił, że za wzór posłużyłam mu ja. To znaczy nieprawdziwa ja. Ta Lena z bloga. Ta buntowniczka, która ma wszystko gdzieś i działa po swojemu. Która robi wszystko na przekór innym. Nie zważa na zasady. I on teraz mi pisze, że to jego wzór. Że z tą nieprawdziwą się zaprzyjaźnił? To nie była żadna relacja... to wszystko zmyślone. Emocje mną targały. Jak on mógł sobie tak pomyśleć. Chociaż w sumie. To moja wina. Bo ubzdurałam sobie, że wszystko mi wolno. W internecie nie wiadomo kim jesteś. Że to miejsce zabawy-bez konsekwencji. A teraz co? Mój „przyjaciel” mówi o autorytecie.
Tak jakby mogę stwierdzić, że ten rok mnie popsuł. A raczej ja sama siebie przez ten rok popsułam. Nie mam blisko przyjaciółki. A jakiś chłopak, którego wcale nie znam ułożył sobie w głowie, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. I przez moje wymysły (pomysły odważnej Leny) stoczył się na dno. Bo razem z nią zaczął wszystko olewać, pić i na nic nie zwracać uwagi. A ja-prawdziwa Lena staczam się na to dno razem z nim.
Włączyłam piosenkę, usiadłam przed oknem. I tak mi przyszło do głowy, że to kłamstwo. Myślałam przez chwilę. Przyjaźń w sieci nie istnieje. Podkreśliłam sobie jeden wyraz. „W”. Może ta z sieci „Z”,ta którą buduję w szkole-przetrwa.
Zrobiłam duży błąd. I o tym doskonale wiem. Przynajmniej taka dobra strona. Umiem znaleźć w sobie winę.
Przez ten cały internet lekko zaniedbałam naukę, ale to nadrabiam. Trochę pogorszyły się też relacje z rodzicami. Jednak obiecali mi, że w najbliższym czasie odwiedzimy Wikę.

Ograniczam komputer. To naprawdę DUŻE niebezpieczeństwo i pułapka.

A tak na zakończenie mojego „nałogu” obejrzałam odcinek „Słodkich Kłamstewek”. Ostatni wpis na moim blogu był cytatem :
"-Spędzasz za dużo czasu, zastanawiając się co oznaczają rzeczy.
-Mam mętlik w głowie. Próbuję zdecydować co powinnam zrobić.
-Czego potrzebujesz, w tej chwili?
-Trochę czasu, trochę przestrzeni.
[...]
-Zależy mi na Tobie, więc poczekam. Ty nie.... nie musisz nic mówić. Musisz tylko to wiedzieć."
A tak na marginesie-zastanawiałam się nad tą „przyjaźnią” z Marcelem. On właśnie nie tracił czasu na rozmyślania, ale ślepo wierzył w każde słowo Leny z internetu.
Jeszcze do niedawna myślałam, że całkiem dużo w życiu doświadczyłam. Ale nie wiedziałam na przykład, że mogę kimś manipulować. Powoli zaczynam uświadamiać sobie, jak bardzo w przeciągu tego roku szkolnego się zmieniłam. Chyba..... jestem zupełnie inna.
Niby nic nie zrobiłam, a jednak....

sobota, 8 grudnia 2012

By the sword.


Asia.

"Anonimie" :) skoro tak lubisz jak Cię cytuję to troszkę więcej, proszę:
"Asia to jest taka osoba do tańca i do różańca. I pogadać z nią można i pośmiać się. Ładnie się ubiera i jest blondyną ^.^ (to komplement"
dodam może, że zupełnie tak to wygląda. bez nawiasu i z minką. pełen cytat :)

a teraz troszkę innych:
"Asia, tak trudno mi jest pisać o kimś, kto jest dla mnie jak siostra :) Wspiera mnie i jest przy mnie, ZAWSZE i WSZĘDZIE:) Co do wyglądu to moja kochana śliczna blondynka:3

Zawsze na uśmiechu:) Pełna radości, jakby trochę nieśmiała, ale pełna werwy i wewnętrznego ognia.

Zawsze jest wesoła i uśmiechnięta. Ma ładne oczy i fajną figurę. Jest pomocna i można z nią pogadać o wszystkim.

Miła i fajna. Ładne włosy :P Bardzo pomocna, szczera.

Sympatyczna, inteligenta, miłą, wrażliwa

wesoła, sympatyczna"

szkoda, że tak dobrze jej nie znam ;) ale za wszystkie opnie dziękuję. może pewnego dnia dobrze ją poznam...


Anastasia.


piątek, 7 grudnia 2012

:c


jak można.



"time to break your heart"

jak można nie pozwolić iść do pewnego miejsca np. kościoła.
dobra. może to dziwnie brzmi. 
nawet nie mówię tu już o samym fakcie, że to kościół, czy coś. ale chodzi mi tu o to, że skala kary jest AŻ taka wysoka. nie pójdziesz.

czy dorośli mogą być zazdrośni. może teraz wcielę się troszeczkę w młodsze dziecko... ale cóż. mogą. i bardzo dobrze to okazują.  bo o inną osobę. dziwne, że nagle pretensje "zarządca" ma tylko do określonej grupki. czy można obecną sytuację porównać do tej z Hogwartu? to co tu piszę chyba dla Was nie ma sensu. ale trudno. nie mogę wszystkiego powiedzieć. bo co... "myślałam, że jesteś mądrzejsza". tak. te słowa z pewnością mnie zmotywowały. cóż. chyba jedynie zdołowały.
że niby nie mogę się nauczyć. no dobrze. pięć sprawdzianów w tygodniu to może być. ale raz nie założyć mundurka to nie wolno. wiem, że takie prawa, że nie mam wyższości itd... ale no proszeeee. ja później na nic czasu nie mam. nie jem. nie wysypiam śpię. nie mogę się wszystkiego porządnie nauczyć. tylko każdego po troszku. i żadnego przedmiotu wystarczająco dobrze, żeby dostać coś więcej niż tróję. i przez to tyle w domu krzyku. hmmm. okropnie. a z drugiej strony idealnie. dobrze, że Cię mam. dobrze, że Ty masz mnie. DOBRZE, ŻE MAMY SIEBIE. bo (nawiązując do tytułu) jak można być podłym w stosunku do kogoś kogo się kocha. "słuchając waszych opowieści to ja naprawdę kocham moich rodziców." ja też. nie da się ukryć. w końcu są moimi rodzicami. wiele im zawdzięczam. i wiem, że często kłócę się bez powodu. ale wyobrażacie sobie taką sytuację, że nagle pośród krzyku i płaczu nagle wstaję i mówię, że jednak nie mam racji. hmmm. powinno czasem tak być, ale niestety.
uwielbiam tę siłę przebicia. że nawet mimo złych ocen, być może nieudanego dnia, albo nawet tak małej błahostki jak to, że się pomyliłam i zamiast białego kupiłam zwykłego KitKata. co też mi humorek psuje. to Ty mi go poprawiasz tysiąckroć.

ale wiesz, jak ci na czymś zależy-to płacz. płacz ile wlezie.

co jeżeli siostra odejdzie? aż chce mi się płakać. bo to wszystko "przez nas". można by powiedzieć dzięki nam. bo siostra jest idealna. siostra nas rozumie, z nami rozmawia, jest wspaniała. ale jednak znalazł się ktoś, kto zaraz nam to zabierze. bo siostra jest lepsza. a tak nie może przecież być :c

i teraz wszyscy się uwzięli. może taki wiek. może ja się nie uczę. ale fakt faktem-prawo jest prawem. i te prawa swoje mam. ktoś by musiał zacząć na zebraniu temat.... bo nie wiem zupełnie co się stanie jak siostry zabraknie.

kocham to jak teraz jest.

szkoła się robi nienormalna. i coraz więcej dziwactw tam znajduję. a to ważne. nie mogę tak po prostu olać. staram się. więc niech mi nikt nie zarzuca, że ja się nie uczę. bo trzeba ogarnąć się z lekcjami. pomóc coś w domu. zajęcia pozalekcyjne i szkoła. wyspać się. nauczyć. odrobić lekcje. wyjść nawet na pół godziny żeby nie zwariować. a niestety moja doba ma tylko 24 godziny. w sumie... 14 gdyby liczyć, że szkoła zajmuje mi koło 10 godzin. i mam normalnie funkcjonować.

może za dużo ode mnie wymagają. albo to ja nie umiem sprostać wymaganiom.

hmmm. na koniec może takie przemyślenia Galla P. W. na matematyce:
"no nie:) ja do Ciebie nic nie mam.  Najważniejsze jest w życiu szczęście! :) "

a tak naprawdę to coraz mniej osób zaczyna obchodzić to co umiem. bo przecież ważniejsze są oceny, które nie zawsze oddają prawdziwy charakter rzeczywistości. prościej mówiąc: mogę umieć wszystko a dostać jedynkę.

"czasami wolę być zupełnie sam." taki tekst. "czekanie sprawia, że gorzknieje cała słodycz w nas."
smacznej czekolady, któa jest nieziemsko prezpyszna na milion możliwych sposobów i jeszcze więcej.

najlepszego. dla wszystkich. od wszystkich.

bo jak można.

a tak na mój nastój świąteczny to proszę:
albo to
a tak na zakochanie to może być lolowate
lub może

wtorek, 4 grudnia 2012