więc zapraszam: moje opowiadanie :)
Przyjaźń
w sieci-prawda czy fałsz?
Rozpoczął
się nowy rok szkolny. Myślałam sobie, że to kolejne 10 miesięcy
nudnego siedzenia nad książkami, uziemieniem w domu z powodu nauki
i od czasu do czasu niewiele jakiejś marnej rozrywki... w tym roku
nie mogłam być gorsza. W końcu dotychczas uzyskiwałam najlepsze
wyniki, otrzymywałam nagrody i zdobywałam wysokie miejsca w
konkursach. Uważana byłam za idealną i niezwykle zdolną
uczennicę.
„Weź
się w garść!”-zmobilizowałam sama siebie. Od niechcenia
otworzyłam zeszyt. Pierwsze popołudnie września, a ja już
straciłam ochotę na wszystko.
Za
kilka tygodni miałam wyczerpany limit nieprzygotowań z kilku
przedmiotów. „Coś dziwnego się ze mną stało. Jak ja teraz
dobiję bez jedynek do następnego półrocza?! To mnie przerasta! Za
dużo materiału. Muszę coś z tym zrobić. Tylko problem w tym, że
mi się zupełnie nie chce.” I po prostu ze znudzenia zasiadłam do
komputera.
Przeglądałam
jakieś strony internetowe. Przez przypadek znalazłam witrynę mojej
znajomej, a z niej trafiłam na kolejne blogi. Jeden z nich nawet mi
się spodobał. Byłam zafascynowana tym, jak jego autorka
nadzwyczajnie interesująco opisuje najzwyklejsze rzeczy. Po
jakimś czasie sama też założyłam stronę internetową. Pisałam
tam coś w stylu pamiętnika. Nie miałam doświadczenia. „Nie
wiedziałam co i jak. Byłam jak to mówią „nowa”. Jednak z
biegiem czasu miałam coraz więcej czytelników. Liczba wyświetleń
bloga wciąż wzrastała.
To motywowało mnie do
ciągłego pisania i dodawania nowych notatek. Pod jedną z nich
pojawił się dość dziwny komentarz.
Chciałbym się czegoś o Tobie dowiedzieć. Myślę, że w sumie
mamy trochę podobne charaktery. Dałabyś mi link do Twojego fejsa?
Napiszę do Ciebie.
Ledwie
co przeczytałam te słowa a bez namysłu kliknęłam na profil ich
autora. Hmmm. Ze zdjęcia wywnioskowałam, że mógłby się okazać
fajnym kolegą. Ale nic na poważnie. Przecież to internet-miejsce
bez zobowiązań i konsekwencji. Więc... czemu nie? Podałam adres,
o który prosił. I tak się wszystko zaczęło...
Po
około pięciu „rozmowach” na czacie wymieniliśmy się adresami
e-mail. Dowiedziałam się, że to fajny chłopak. Miał na imię
Marcel. Mieszkał w Tarnowie. Był w tym samym wieku co ja. Na
dodatek słuchał podobnych do mnie piosenek. Lubił te same zespoły.
Pogadaliśmy trochę o muzyce. Trochę o tym jak piszemy. Od czasu do
czasu wtrącaliśmy coś o sobie. W końcu wyszło, że był
bardzo sympatyczny. Aż szkoda mi było, że nie mogę się z nim
spotkać na żywo. Ale nawet jeśli-to bym się trochę bała....
Było
popołudnie. „Trzeba odrobić lekcje, żeby nie zarobić kolejnej
jedynki.”. Zabrałam się do nauki-jak zawsze przy włączonej
muzyce. Gdy zamykałam zeszyt od matmy akurat włączyła się moja
ulubiona piosenka. Nagle przerwał ją niespodziewany dźwięk
wiadomości. To Wika-moja przyjaciółka. Ostatnio wyjechała na parę
dni w góry i dosyć długo się nie spotykałyśmy.
-Hej
Lena. Jak tam? Wszystko okey?
-No hej. Dawno nie rozmawiałyśmy. Nawet nie wiesz jak się
cieszę, że napisałaś. Nie widziałyśmy się chyba z tydzień.
Nienormalne trochę. O której jutro będziesz w szkole?
-Coś koło siódmej. Moja mama zawozi młodszego brata do
przedszkola a później nie ma nikogo w domu, więc raniutko
mam podwózkę.
-Hmmm. Możemy się spotkać pięć po na przystanku pod szkołą?
Muszę ci coś opowiedzieć. ;)
-Czyli,
że coś na poważnie? Bo teraz nie napiszesz? Lena weeeeź :D
-Nieeee
:P jutro się dowiesz. To do zobaczenia.
-Więc
7.05 przystanek. ;) paaaa.
I tak umówiłam się z przyjaciółką (strasznie wcześnie, bo w
końcu musiałam jej dużo przekazać-a na to trzeba czasu). W końcu
aż tydzień się nie widziałyśmy.
Obgadałyśmy wszystko. Wspomniałam tez coś o Marcelu. Wika
poprosiła mnie o adres mojego bloga. Zauważyła, że prowadziłam
wtedy tak jakby podwójne życie. To co pisałam w
internecie prawie zupełnie mijało się z prawdą. Zgadzały się
tylko imię, wiek i częściowo zainteresowania. Stwierdziła, że
mimo wszystko lepiej znać mnie na żywo. Poradziła mi też,
że lepiej w internecie nie kręcić.
Gdy wróciłam do domu usiadłam i zaczęłam pisać kolejnego posta.
Rzeczywiście-pisałam dość wulgarnym językiem. Myślałam, że to
„przyciągnie” większą ilość młodych ludzi. Wydawało mi się
takie „młodzieżowe”. Opisywałam rzeczy, które niby wydarzyły
się w moim życiu a tak naprawdę były wymyślone. Jednak od czasu
do czasu wspomniałam tam też o moich znajomych ujawniając ich
sekrety. Nie byłam do końca pewna, że to dobry pomysł. Ale dzięki
temu blog zyskał większą oglądalność.
Coraz częściej pisałam z Marcelem. Odnajdowaliśmy w sobie coraz
więcej podobnych cech. Jednak ja-żeby nie zatracić obrazu
buntowniczej Leny, którą udawałam pisząc bloga, nie opowiadałam
o sobie prawdziwych rzeczy. Ta Lena była zupełnie inna.
Odosobniona. Dziwna w oczach swoich koleżanek. Wyodrębniona.
Opisywałam ją jako czarnowłosą chudą dziewczynę, która miała
słuchać rocka i ubierać się na czarno. Cechowałam ją jako
oryginalną na swój „nienormalny” sposób dziewczynę, nie
zważającą na opinię innych i na to co się wokół niej dzieje.
Pod jedną notką ktoś dodał kilka tych samych komentarzy.
„JESTEŚ DLA MNIE AUTORYTETEM”.
Podpisano jako Anonim. Byłam ciekawa kto był autorem tych słów.
Poczułam się dumna. Wykreowałam postać, która była wzorem dla
innych.
W szkole osoby, które miały link do mojej strony gratulowały mi
wyobraźni. Czasem zastanawiałam się czy ze mnie kpią ,czy mówią
na poważnie. Stwierdziłam, że mogę się trochę upodobnić do
buntowniczki i nie zważać na opinię innych.
Na moim profilu na Facebooku pojawiło się kilku nowych znajomych. W
wolnym czasie pisałam z nimi jako nieprawdziwa Lena. Jedną z tych
osób był Marcel.
Zrobiłam duży, poważny krok. Opisałam zmyśloną imprezę, na
której rzekomo się upiłam. Wika mnie upomniała. Usunęłam
posta. Dobrze, że mi to powiedziała. Wtedy chyba posunęłam się
za daleko. Marcel dopytywał się o to, gdzie pojawił się wpis.
Porozmawiałam z nim. Sam opowiedział mi jak ta notatka
„zmotywowała” go do pójścia na niejaki (nazwany przez niego)
melanż. I to mi w nim nie pasowało. Po raz pierwszy stwierdziłam,
że nie jest taki idealny.
Dotarła do mnie wstrząsająca wiadomość. Wika jadąc na zawody
gry w tenisa miała wypadek. Nie wiadomo jeszcze dokładnie o stanie
jej zdrowia. Pewne jest tylko to, że musi szybko dotrzeć do
szpitala w Piekarach Śląskich. Coś stało się z jej żebrami i
lewym biodrem.
Za kilka dni dowiedziałam się, że jest z nią średnio, ale nie ma
większego zagrożenia życia. I tak wydało mi się to drastyczne.
A zarazem banalne. Pomyślałam, że mogłabym o tym
napisać na blogu. Nie. Nie mogłam tego zrobić Wice. Źle by się z
tym poczuła. Ja też.
Musiałam się gdzieś wywnętrznić. Napisałam o tym do Marcela.
Wtedy poczułam jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi. W tym samym
czasie pisałam z moją biedną tenisistką, która już czuła się
lepiej. Żałowałam, że nie mogę z nią być. Nie zdawałam sobie
sprawy, że już się nie będziemy widywać. Okazało się, że
czeka ją długa rehabilitacja i najlepiej będzie
jeżeli pozostanie w tym samy szpitalu, co
przeprowadzona była operacja. Załamka.
Marcel jakoś pomagał mi psychicznie. Spędzałam coraz więcej
czasu w internecie. Moja idealna przyjaźń z Wiką przerodziła się
w przyjaźń przez internet. Ale podparta fundamentem rzeczywistości
nadal trwa. Jednak znalazła się inna osoba, która po części
zastąpiła mi przyjaciółkę będącą tuż obok mnie. Okazała się
nią dziewczyna z równoległej klasy. I tak rozmowy na czacie
przerodziły się nie w przyjaźń w sieci ale z
sieci.
Kilka osób ze szkoły miało do mnie pretensje, że zamieściłam
informacje o ich sytuacjach życiowych na moim blogu. No niby nic mi
z tego. Ale jednak poczułam uciążliwość mojej strony. Powoli
stawała się głównym źródłem moich problemów.
Odnalazłam się cudem w zaistniałej sytuacji, mimo że było mi
naprawdę ciężko. I znów. Kochana przyjaciółka daleko ode mnie.
Koleżanka na próbę. I Marcel, który teraz wydawał mi się
najbardziej odpowiedni. Nie pod względem ogółu. Lecz on jakoś
dziwnie mnie do siebie ciągnął. Czułam jakąś tajemnicę z nim
związaną.
No i masz. Po tej ostatniej z nim rozmowie miałam totalny bałagan
w głowie. Dowiedziałam się, że to dla niego ja
jestem AUTORYTETEM. Napisał, że bardzo wierzy w naszą przyjaźń.
Chwileczkę.... jaką przyjaźń?! Ja sobie żartowałam! Nie...
Marcel-to tylko głupie kłamstwa. Nie bierz tego na poważnie.
A Wika mnie ostrzegała. Chłopak mówił co zrobił, że za wzór
posłużyłam mu ja. To znaczy nieprawdziwa ja. Ta Lena z
bloga. Ta buntowniczka, która ma wszystko gdzieś i działa po
swojemu. Która robi wszystko na przekór innym. Nie zważa na
zasady. I on teraz mi pisze, że to jego wzór. Że z tą
nieprawdziwą się zaprzyjaźnił? To nie była żadna relacja... to
wszystko zmyślone. Emocje mną targały. Jak on mógł sobie tak
pomyśleć. Chociaż w sumie. To moja wina. Bo ubzdurałam sobie, że
wszystko mi wolno. W internecie nie wiadomo kim jesteś. Że to
miejsce zabawy-bez konsekwencji. A teraz co? Mój „przyjaciel”
mówi o autorytecie.
Tak jakby mogę stwierdzić, że ten rok mnie popsuł. A raczej ja
sama siebie przez ten rok popsułam. Nie mam blisko przyjaciółki. A
jakiś chłopak, którego wcale nie znam ułożył sobie w głowie,
że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. I przez moje wymysły
(pomysły odważnej Leny) stoczył się na dno. Bo razem z nią
zaczął wszystko olewać, pić i na nic nie zwracać uwagi.
A ja-prawdziwa Lena staczam się na to dno razem z nim.
Włączyłam piosenkę, usiadłam przed oknem. I tak mi przyszło do
głowy, że to kłamstwo. Myślałam przez chwilę. Przyjaźń w
sieci nie istnieje. Podkreśliłam sobie jeden wyraz. „W”.
Może ta z sieci „Z”,ta którą buduję w szkole-przetrwa.
Zrobiłam duży błąd. I o tym doskonale wiem. Przynajmniej taka
dobra strona. Umiem znaleźć w sobie winę.
Przez ten cały internet lekko zaniedbałam naukę, ale to nadrabiam.
Trochę pogorszyły się też relacje z rodzicami. Jednak obiecali
mi, że w najbliższym czasie odwiedzimy Wikę.
Ograniczam komputer. To naprawdę DUŻE niebezpieczeństwo i
pułapka.
A tak na zakończenie mojego „nałogu” obejrzałam odcinek
„Słodkich Kłamstewek”. Ostatni wpis na moim blogu był cytatem
:
"-Spędzasz za dużo czasu, zastanawiając się co oznaczają
rzeczy.
-Mam mętlik w głowie. Próbuję zdecydować co powinnam zrobić.
-Czego potrzebujesz, w tej chwili?
-Trochę czasu, trochę przestrzeni.
[...]
-Zależy mi na Tobie, więc poczekam. Ty nie.... nie musisz nic mówić. Musisz tylko to wiedzieć."
-Mam mętlik w głowie. Próbuję zdecydować co powinnam zrobić.
-Czego potrzebujesz, w tej chwili?
-Trochę czasu, trochę przestrzeni.
[...]
-Zależy mi na Tobie, więc poczekam. Ty nie.... nie musisz nic mówić. Musisz tylko to wiedzieć."
A tak na marginesie-zastanawiałam się nad tą „przyjaźnią” z
Marcelem. On właśnie nie tracił czasu na rozmyślania, ale ślepo
wierzył w każde słowo Leny z internetu.
Jeszcze
do niedawna myślałam, że całkiem dużo w życiu doświadczyłam.
Ale nie wiedziałam na przykład, że mogę
kimś manipulować. Powoli zaczynam uświadamiać sobie, jak bardzo w
przeciągu tego roku szkolnego się zmieniłam. Chyba..... jestem
zupełnie inna.
Niby nic nie zrobiłam, a jednak....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz